Czy zabieg korygujący wzrok, może przynieść odwrotny skutek? Okazuje się, że tak. Przekonał się o tym Pan Kazimierz, który borykał się w problemem mętów ciała szklistego, nazywanymi potocznie latającymi muszkami. Męty przyjmują różnorodne kształty – cienie, kropki, niteczki – i rozpraszają zdolność widzenia, co powoduje znaczny dyskomfort chorego. Pan Kazimierz, który od dłuższego czasu poszukiwał bezpiecznej metody leczenie, znalazł w końcu stronę internetową specjalisty, który oferował laserowa korekcję schorzenia, pozbawioną powikłań chirurgicznych. Zachęcony informacjami reklamowymi o zabiegu, jak i o samym gabinecie, który miał dysponować nowoczesnym sprzętem zakupionym w ramach dotacji unijnej, postanowił umówić się na badanie kwalifikujące do zabiegu.
Procedura, która rozpoczęła się od zakraplania oczu, miała nie tylko zły początek, ale także nieszczęśliwe zakończenie. Pan Kazimierz, po rozszerzeniu źrenic, nie był w stanie rozczytać treści zgody na zabieg. Przyjmujący go specjalista poinformował więc o tym, że zabieg witreolizy jest całkowicie niebolesny, nieinwazyjny oraz bezpieczny. Pan Kazimierz poddał się więc kolejnym krokom, które miały wyleczyć jego oczy z dolegliwości. Pierwszym krokiem było nałożenie żelu i kropli znieczulających, które miały wyeliminować jakikolwiek dyskomfort. Następnie, do oka Pana Kazimierza przyłożona została soczewka, która miała zabezpieczyć oko przed ewentualnym trafieniem lasera. Doktor, po wyrażeniu prośby o patrzeniu prosto, rozpoczął witreolizę. Pacjent pamięta, że dociskana przez lekarza soczewka poruszała jego gałką oczną, jednak w związku z brakiem otrzymania jakichkolwiek informacji o konsekwencjach związanym z ruchami głową, czy oczami – spokojnie dotrwał do końca zabiegu. Pamięta także, że zabieg był przerywany, ponieważ w gabinecie nie było nikogo do pomocy i lekarz co jakiś czas odrywał się, żeby na przykład otworzyć drzwi kolejnym pacjentom. Po 15 minutach zabieg został przerwany, a pacjent został umówiony na kolejny dzień, celem dokończenia korekcji wzorku.
Przy kolejnym spotkaniu procedura wyglądała podobnie, jednak podczas zabiegu laser trafił w torebkę soczewki oka. Lekarz, widocznie zdenerwowany, przerwał witreolizę i poinformował o uszkodzeniu oka, w wyniku niekontrolowanego ruchu gałki ocznej. Przepisał więc lek i polecił przychodzenie na kontrolę. Po tym, jak krople rozszerzające źrenicę przestały działać okazało się, że Pan Kazimierz stracił zdolność wyraźnego widzenia.
Po konsultacji w prywatnym gabinecie okulistycznym, Pan Kazimierz dowiedział się od przyjmującej go lekarki, że zabieg, któremu się poddał nie jest bezpieczny oraz, że w jego wyniku powstała zaćma oka. Pomimo wydanych przez pacjenta 800 zł na zabieg, męty oka nie ustąpiły, a dodatkowo doszło do uszkodzenia oka. Jedynym ratunkiem okazał się więc przeszczep soczewki i leczenie, które przywróciłyby ostrość widzenia.
W związku z podjętym przez Pana Kazimierza kontaktem z Kancelarią Odszkodowawczą OFN, nasi specjaliści podjęli działania na rzecz walki o należne odszkodowanie. Zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, lekarz wykonujący zabieg dopuścił się naruszenia przepisu o swoim zawodzie, poprzez zaniechanie poinformowania pacjenta o następstwach zastosowania lasera YAG do usuwania zmętnień oka. Ponadto, należy zaznaczyć, że zgoda pacjenta na wykonanie zabiegu nie obejmuje zgody na uszkodzenie części narządu leczonego, ani organu sąsiedniego. Witreoliza, której poddał się Pan Kazimierz była zatem wykonana z naruszeniem zasad należytej staranności wymaganej od lekarza. W efekcie zawinionego zachowania noszącego znamiona błędu lekarskiego, Kancelaria Odszkodowawcza OFN wniosła o zapłatę kwoty 80.000 zł tytułem zadośćuczynienia za krzywdę wyrządzoną poszkodowanemu.